Prószyński i S-ka, Tomasz Wilusz, Stephen King
Stephen King, "Doktor Sen"
Zawsze wolałam Mastertona od Kinga (ze względu na seks, rzecz jasna, a raczej jego opisy, nie bezpośrednio z autorami, bożebroń), ale prawie 600 stron w miękkiej okładce wołało do mnie "Come play with us" od dnia premiery. Przyzwoite czytadło w sam raz do snucia się z nim między stołem, choinką a wanną, doceniam, że King nie ciągnie na siłę wątków ze "Lśnienia", nie doceniam zakończenia. Dziwnie wypadają popkulturowe mrugnięcia okiem ("Nie odstawiaj Michaela Jacksona/Amy Winehouse" oraz wszystkie seriale, które oglądają bohaterowie), jakby King musiał co 50 stron podkreślać "To się dzieje...